piątek, 18 maja 2012

Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej.

W niedzielę 13-tego odbył się maraton Pana Zamany w Legionowie, na którego start miałem rzut beretem :P
Po treningach w tygodniu przed startem czułem iż noga może dobrze podawać, lecz obawiałem się, że sobotnia praca mnie osłabi.
Się rozpędzam ;)

Tak też niemal się stało, rano przed wcześnie wstałem głodny jak wilk, żołądek miałem skurczony i nie byłem w stanie nic zjeść. Zmusiłem się do zjedzenia 3-4 kanapek i basta.. Na makaron nie mogłem nawet patrzeć. Napiłem się herbaty żeby rozgrzać wspomniany organ i trochę pomogło. Wystartowałem praktycznie bez rozgrzewki(nie polecam tego rozwiązania) ale stwierdziłem że jadąc ponad 80km zdążę się rozgrzać ;)

I tak z Kur(cią) stanęliśmy sobie w sektorze, po niecałym kilometrze ja ciągnąłem sektor, a na moim kole siedziała wcześniej wspomniana Dżoana ;) Start był świetny w moim wykonaniu, trzymałem się  czuba, ale nie szalałem zbytnio żeby nogi wytrzymały cały dystans. Niestety na ok.10-15km odezwał się żołądek, skręcałem się na siodle z bólu, trza było zacisnąć zęby i odciąć się od bólu, który po parunastu minutach zanikł.
fot. chyba Piotr Marchel

Czułem się mocny, bardzo mocny i korzystając z powiedzenia ,,ryzyk fizyk" nie zwalniałem tempa i zrywałem kolejno zawodnika po zawodnika z grupki z którą jechałem. Ostatnią z trzech rund jechałem z jednym zawodnikiem po zmianach. Sporo mi pomógł jak i ja jemu. Na końcowych kilometrach jeszcze zebrałem się w sobie i pocisnąłem ile wlezie by nie tracić czasu do zwycięzcy open i kategorii.

Ze startu byłem strasznie zadowolony tak samo jak i trener. Zdobyłem dużo pkt dla drużyny co właśnie jest moim zadaniem w cyklu Mazovii. Zająłem najlepsze jak do tej pory miejsce 66open w startach na Giga. W M1 byłem szósty, tracąc do 5msc zaledwie minutę a do podium ok.5minut.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz